"Niebywała populistyczna brednia". Balcerowicz nie wytrzymał po propozycji Tuska
Podczas spotkania z członkami młodzieżówki PO w Szczecinie Donald Tusk zapowiedział, że po wygranych wyborach złoży projekt skrócenia czasu pracy. Polityk twierdzi, że chciałby wprowadzić obowiązkowy 4-dniowy tydzień pracy. Postulaty takie ma w swoim programie także Lewica. W ostatnich dniach temat wzbudził szerokie zainteresowanie ośrodków medialnych.
Pomysł Donalda Tuska skomentowali już m.in. politycy Prawa i Sprawiedliwości. Ich zdaniem, jeśli Donald Tusk obiecuje skrócenie czasu pracy, to należy przygotować się na... pracę w sobotę.
Balcerowicz: To brednia
O propozycje byłego premiera został także zapytany Leszek Balcerowicz. Były wicepremier, minister finansów i szef Narodowego Banku Polski nie zostawił na niej suchej nitki, nazywając ją brednią i wskazując na negatywne skutki dla gospodarki.
– Nieważne, kto to proponuje, nie chciałbym tego przypisywać jakiejkolwiek partii czy osobie. Brednia jest brednią, nieważne, kto ją głosi. To jest niebywała populistyczna brednia, która oznaczałaby z jednej strony ograniczenie produkcji, a z drugiej – podbicie inflacji, czyli spotęgowanie stagflacji w sytuacji, w której Polsce i tak ona grozi. To byłoby dolewanie benzyny do ognia – powiedział Balcerowicz w rozmowie z Interią.
Ekonomista skrytykował także rząd za rozbudowane programy socjalne, wskazując, że prowadzą one do zwiększenia długu publicznego. Jak stwierdził Balcerowicz, Prawo i Sprawiedliwość "odziedziczyło dobre czasy" w światowej koniunkturze, co pozwoliło mu na wprowadzenie m.in. 500 plus czy 13. i 14. emerytury.
– Gdy czasy zaczęły się pogarszać, to [PiS - przyp. red.] zaczął zwiększać deficyt, dług publiczny i koszty jego obsługi. Miarą odpowiedzialności za kraj w finansach publicznych jest to, ile płaci się za zaciągane długi. W czasach rządów PiS koszt zaciągania długów, które dotyczą całej Polski, radykalnie wzrósł i jest jednym z najwyższych wśród krajów bardziej rozwiniętych – powiedział były szef banku centralnego.